Wre, warzy się, gotuje. Już mnie palce bolą od trzymania nożyka. Dzień (niemal zupełnie) bez komputera i internetu zaowocował kilkoma fajnymi drobiazgami.
Pisałem już o tym, że mamy rozmawiać we wtorkowej audycji o teatrze papieru - i trochę mnie to zastanawia. W tym zakresie wciąż jeszcze niewiele mogę powiedzieć - choć może jestem jedną z niewielu osób w Polsce, które przeczesały Internet pod tym kątem i mogą powiedzieć COKOLWIEK - - - ? Okaże się już za kilkadziesiąt godzin.
Póki co zaś - dwa z kilku drobnych wycinanek/artbooków/rzeczy, które są efektem dzisiejszego dnia.
Przydałoby się dowycinać okienka w blokach i w ogóle zadbać o szczegóły tej pracy, ale chciałem ją jak najszybciej skończyć. Może do wtorku uda się ją nieco dopieścić.
To trzyobrazkowa opowiastka. Nawet nie - nie opowiastka tylko obrazek. Powiedzmy wizualne haiku. Na przykład:
Sowokot patrzy,
gałąź nad domem wyschła.
Boję się tam wejść.
Ot, poezja!
Mam nieodpartą ochotę na wino (pardą prywatę), ale może po prostu pójdę spać.
ale fajne!!!!! takie haiku to ja moge :) nawet bardzo :D
OdpowiedzUsuńno, wystarczy zacząć :)
OdpowiedzUsuń