niedziela, 3 marca 2013

Z przeszłości

Pewnie każdy kiedyś robił (lub robić musiał) ozdoby choinkowe czy inne przystrajanie domu na okoliczność Bożego Narodzenia odprawił. Na Święta Bożego Narodzenia w 2012 roku, pierwsze po końcu świata ;) przyozdobiłem mieszkanie z woli własnej i nieprzymuszonej. Nie do końca tradycyjnie.




Na przykład takie oto choinki zawisły na drzwiach od ubikacji. Kolor zapewniła reklama Heinekena - cały wzór został wycięty z gazety.




Powyżej widnieje prototyp mojego ubiegłorocznego prezentu. Ponieważ przed Świętami było raczej krucho z pieniędzmi (nawet nie "raczej krucho" ale "najkruszej" - tak powiedziałbym, gdyby to było po polsku) zainwestowałem jedynie w trochę papieru i ostrza do nożyka. Początkowo prezentem miała być przestrzenna choinka - taka jak na zdjęciu powyżej (oczywiście ładniejsza bo wzbogacona o kolor i jednocześnie brzydsza - bez dołączonego Kota, który tu załapał się na zdjęcie). Jednak tę wersję musiałem odrzucić - była piekielnie trudna w transporcie. Trochę żałuję bo pomysł jest niezły, prosty i dość efektowny, jednak przewiezienie szeregu takich choinek na trasie Kraków - Kalisz graniczy z cudem.

Rozwiązaniem okazała się choinka wykonana przy pomocy techniki pop-up:




Na zdjęciu powyżej: choinkowe making-of. Niestety - nie wiem, jak to się stało - nie mam zdjęcia gotowej pracy.
Zrobiłem tych choinek całkiem sporo, mały las. nie liczyłem, ale na pewno było ich kilkanaście, może około dwudziestu. Wszystkie się rozeszły jak świeże bułeczki, bardzo to było miłe, słyszeć okrzyki (no dobra, nieomal okrzyki...) zachwytu.
Choinka w formie otwieranej pocztówki składała się z zielonej kartki pociętej jak na zdjęciu wklejonej w czerwoną kartkę - "okładkę". Jestem bardzo zaskoczony tym, jak dobrze ten drobiazg został odebrany.

Okołoświąteczne choć zupełnie niezwiązane z tradycją były również kolejne papierowe ozdoby - właściwie, powinienem powiedzieć, wprawki:






Na ostatnim zdjęciu uwieczniłem również Krystynę, której cierpliwość do pozowania jest wyjątkowa.

Wolałbym, żeby te drobiazgi nie wyglądały jak prototypy, jednak - cóż - kryzys.

A "kokarda", przedostatni obiekt z powyższego szeregu, do dziś wisi na drzwiach do łazienki, choć wygląda już coraz smętniej, niestety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz