Tak, to co widzicie po lewej to krem do rąk. Mam suchą skórę :]
Zaczynam od przecięcia kartki A4 na cztery części, rzadziej - na dwie.
Oczywiście należy ułatwiać sobie życie, więc przecinam kartkę wzdłuż wyznaczonych wcześniej zgięć. Ewentualne niedociągnięcia i niedoróbki na krawędziach (będzie je za chwilę widać na kolejnych zdjęciach) można wygładzić sobie później lub zostawić. Ja zwykle zostawiam. To takie świadectwo "odręczności", niepowtarzalności każdego egzemplarza.
Efekt ostateczny wygląda tak:
Na zdjęciu ćwiartka kartki A4.
Nożyk i ołówek (oraz ewentualnie nożyczki, maleńkie, do skórek) to wszystko, czego będziemy dalej potrzebować.
Kolejny krok - to moje wspomnienie z dzieciństwa i w zasadzie zastanawiam się, czy sprzedawać je publicznie ;) Otóż: gdy byłem nieco młodszy niż teraz, bawiłem się w rysowanie. Nie, nie, nigdy nie potrafiłem rysować, wiadomo wszak. Za to stawiałem nie patrząc, z zamkniętymi oczami, kilka kresek na kartce. Dlatego nazywam to "zabawą w rysowanie". Kreski były krzywe, proste, falowane, wszystko jedno. Rysowałem je nie starając się ich umieścić w konkretnym miejscu kartki, zdając się na ślepy (nomen omen!) los.
Z powstałej plątaniny kresek łowiłem zarysy konkretnych kształtów. Zazwyczaj były to twarze lub obiekty twarzopodobne. Często niekompletne (brakowało np. górnej części czaszki czy innych istotnych elementów), zawsze wymagające doprecyzowania. Precyzowałem pogrubiając konkretne linie, dodając jakieś brakujące fragmenty aż do uzyskania big picture.
Dorósłszy (co to za słowo...) przedłużam tę przygodę nieco i poszerzam. Wciąż jednak rzecz zaczyna się od bazgrołów. Gdy już się wyżyję, odwracam kartkę o 360 stopni i sprawdzam, z której strony plątanina kresek przypomina mi cokolwiek. Nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się czegoś nie znaleźć na takim rysunku.
Czasem już w trakcie oglądania wyłania się pomysł na pracę, którą będzie można oglądać z dołu i z góry - ale to nie reguła.
To zazwyczaj krótki etap choć czasem wymaga nagięcia przyzwyczajeń głowy i wyrobienia "świeżego spojrzenia" na własną pracę.
W końcu udało mi się wybrać dwa punkty widzenia:
Po pogrubieniu linii widać chyba wyraźniej, co tam znalazłem:
Zwykle pomijam pogrubianie linii podczas pracy. Ten element jest w zasadzie niepotrzebny: gdy już raz dostrzeże się to w rysunku, trudno uciec od znaleziska wzrokiem. Tu zrobiłem to wyjątkowo na potrzeby fotografii i dokumentacji.
Jeśli uznaję, że rysunek wymaga drobnych uzupełnień czy korekt, również je wykonuję własnie na tym etapie. Zdarza się, że konieczność uzupełnień widać później, często na etapie nieomal gotowej pracy. To też jest piękne, to życie, nie do końca przewidywalne.
Po naniesieniu uzupełnień szkice do opracowania wyglądały następująco:
Różnice są niewielkie ale zasadnicze dla - w tym przypadku - rysunku oczu.
Wycinamy!
Nożyk, nożyczki, ostrożność - to niezbędnik wycinacza. Poza tym nic nie ogranicza wyobraźni.
Efekt pracy wygląda tak:
To, na co trzeba uważać to połączenia między poszczególnymi elementami a całością ("tłem") pracy. Żaden element nie powinien zostać całkowicie odcięty - wtedy po prostu odpadnie od gotowej pracy
Pozostaje jeszcze zadbać o datownik:
Gotowa praca prezentuje się tak:
A w ramach bonusu - tyle tylko wyciąłem z prezentowanej na początku ćwiartki strony A4:
Prawda, że proste?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz