poniedziałek, 27 maja 2013

Nieefektowne dłubanie

Linijkę takiej treści mógłbym sobie umieścić w CV w rubryce hobby gdyby nie fakt, że skreślałoby mnie to już na starcie u każdego pracodawcy, którego HRowcy nie mieliby ochoty odgadnąć sensu słów.

W poprzednim wpisie wspomniałem, że moje ręce zostały zaangażowane do wycinania różnych mniej lub bardziej efektownych elementów do nadchodzącej premiery Teatru Figur Kraków, "Mglistego Billy'ego". Dziś kilka kolejnych zdjęć z kolejnych dni wycinania.








(niestety, ni cholery nie mogę odwrócić trzech z czterech fotografii)

Zdjęcia powyższe pokazują etapy pracy nad oczami lalki cieniowej.

Kolejne są prezentacją wycinania różnych elementów różnych lalek, które mają zostać wykorzystane w przedstawieniu.





Lalka po lewej stronie (zdjęcie powyżej) jest jedynie wyciętym z polipropylenu modelem, ta po prawej została wzmocniona zbrojeniem.





A z ta panią dzisiaj (prawie) idę do łóżka.

sobota, 25 maja 2013

Backstage

Aż osiem dni bez wpisu - przerażające. Dla bloga to okres ulokowany w okolicach wieczności... Oczywiście mam sporo na swoje usprawiedliwienie, ale nie będę się tu wyżalać czy wyzewnętrzniać, są ciekawsze sprawy.

Jeden projekt, nad którym pracuję, nie może być jeszcze opublikowany bo to niespodzianka, sekret i tajemnica, wiadomo. Gdy przestanie być niespodzianką, pojawi się również tutaj. Ale o innych cięciach mogę napisać - i z radością to robię.

Otóż - już niedługo bo 15 czerwca planowana jest premiera nowej produkcji Teatru Figur Kraków pod tytułem "Mglisty Billy". TFK na swojej stronie odsłania odrobinę kulisy nowego przedstawienia, pozwolę sobie więc i ja poczęstować Was kilkoma (dwoma) zakulisowymi obrazkami.

Wszystko, co widać na ekranie w przedstawieniu teatru cieni musiało zostać wcześniej wymyślone, zaprojektowane i (często żmudnie) wykonane. A że lubię cyzelatorską, żmudną robotę - cóż... :)




Najbardziej cyzelatorskiej pracy nie sfotografowałem, pewnie jeszcze niejedno przede mną. Kilka więcej zdjęć z prób znajdziecie w albumie na profilu TFK na FB.

piątek, 17 maja 2013

Papier żyje

Mam wrażenie, że dla nikogo nie jest tajemnicą, gdzie chciałbym mieszkać.

Nowa Zelandia zachęca nie tylko widoczkami rodem z "Władcy Pierścieni", meczami nagich rugbystów czy grudniowym upałami (opcjonalnie śniegiem w sierpniu). Jakby tego było mało, wyprodukowała również niniejszy drobiazg:


Gdyby przypadkiem to Wam nie wystarczyło, by zakochać się w Kraju Długiej, Białej Chmury (Aotearoa) - po prostu nie przyjeżdżajcie.

czwartek, 16 maja 2013

Papierowa animacja stop-motion

Będzie mowa o znalezisku.

Znalezisko, oprócz tego, że jest z papieru (i ludzkich rąk), jest również o papierze. A w zasadzie - o piśmie. To - potraktowana baaardzo skrótowo - historia typografii.

Nagranie jest w języku angielskim ale to bardzo prosty angielski, nie powinien stanowić szczególnego problemu - również dlatego, że wszystko, o czym mowa, jest jednocześnie pokazywane.



Zacna, prosta i piękna praca z kilkoma bardzo ciekawymi efektami.

A jaką czcionke Wy lubicie najbardziej?

poniedziałek, 13 maja 2013

Prezent dostarczony

Jak może pamiętacie, dwie wycinane prace docelowo miały stać się podarunkiem na zaległe trzydzieste urodziny. I stały się. Po wspaniałej zabawie w Kijanach, na pograniczu województwa świętokrzyskiego z małopolskim mogę z dumą (a co!) pokazać, w jaki sposób moje cięcia i krojenia prezentują się w przestrzeni publicznej.

Zdjęcia wykonane są telefonem i w świetle takim, jakie było, więc proszę nie narzekać :) Wdzięcznym modelem kociej głowy była nieoceniona Krystyna.








Tyle koty. Kolory stosunkowo nieprzekłamane i dość wierne wobec oryginału. Niestety, drzewko sfotografowało się na różowo. Przysięgam na serce, że kolor wypełnienia jest czerwony :) Taki sam jak kolor słońca na wycinance z kotami.






Pardon za bałagan, to życie nabałaganiło.



Miłego dnia.

niedziela, 12 maja 2013

Too late to die young

Chociaż nie celebruję rocznic, ta niedawna, piątkowe trzydzieste urodziny, była wspaniałym pretekstem, żeby zebrać w jednym miejscu i czasie możliwie wielu ludzi, z którymi jest mi dobrze (lub bardzo dobrze). Bardzo piękna sobota i zmęczona (ale zacna) niedziela, wspólne gapienie się w ogień, spalone kiełbaski i dziesiątki puszek piwa, których nie miał kto opróżnić (!) oraz ludzie, którym zechciało się oderwać od siebie i dotrzeć na głęboką świętokrzyska wieś to szereg wspaniałych doświadczeń; doświadczeń z rodzaju tych, bez których chyba chętniej się umiera (choć tego nie jestem pewien).

Bardzo dziękuję Wszystkim, którzy się pojawili.

Zdjęcie - wyjątkowo - nie moje. Niestety nie potrafię znaleźć informacji o autorze ani strony źródłowej, chętnie je dopiszę, gdy uda mi się zweryfikować dane.


wtorek, 7 maja 2013

Michał Budny - do zanotowania w pamięci

Michał Budny jest powszechnie doceniany na świecie, w Polsce znany jest bardzo słabo (kto ciekawy niech poszuka w zasobach Galerii Raster, proponuję zacząć stąd).
W swojej pracy artystycznej korzysta z papieru tworząc większe i mniejsze papierowe struktury, obiekty ustawione w przestrzeni wystawienniczej. Jego obiekty są pozbawione "wnętrza", puste w środku, jakby artysta pozwalał odbiorcy wypełnić je "swoją" treścią (np. "Empty Room") - podpowiada Wikipedia. Bywają też swego rodzaju płaskorzeźbami albo strukturami uwieszonymi np. u sufitu, łamią perspektywę i zaskakują zabawą z przestrzenią (po szczegóły odsyłam do portfolio twórcy).

Przeczesawszy internet chciałbym powiedzieć, że podoba mi się to, co robi Budny i że zazdroszczę mu talentu, pomysłów, pracy koncepcyjnej (super pomysł z pracą "Ogłoszenie" i zamieszczeniem jej w "Lampie"). Ale byłaby to nieprawda. Jest kilka jego prac, które rzeczywiście zasługują na docenienie i wyróżnienie, ale większość z nich jest dla mnie - co tu dużo mówić - hermetyczna, niedostępna i zwyczajnie prosta. Ale prosta nie w ten szlachetny sposób, nie tą prostotą dodającą sznytu jakości pracy. Prostota jego działań jest zaskakująco zwyczajna, nie dodaje wartości dziełu a nawet ogałaca je z nich.

Chętnie dam się przekonać argumentami. Ktoś chętny?

(portret Michała Budnego ze strony Galerii Raster)

poniedziałek, 6 maja 2013

Recykling wszystkiego

"Wszystkiego" - czyli wszelkiego dostępnego papieru, oczywiście.

Dawno, dawno temu (we wrześniu) kupiłem młodemu kociakowi, który ze mną zamieszkał, karmę dla kociaków wkraczających w życie. Pudełko po karmie okazało się dla obu dzielących ze mną życie kotów najwspanialszą zabawką - do chwili, kiedy na Boże Narodzenie przyszła w kolejnym fajowym kartonie książka. Książka dla mnie - karton dla nich. A ja przejąłem dotychczasową zabawkę, opakowanie po jedzeniu.

Nie mogło się zmarnować.

W świetle wygląda rozpaczliwie źle, ale zamieszczam zdjęcia, żeby lepiej pokazać "przemianę":




W dodatku te kocie mordy pocięte gwiazdkami... skandal!

Wystarczy jednak zgasić światło:








Dziękuję za oklaski.

niedziela, 5 maja 2013

Pomysł na świecznik

Słoik jest punktem wyjścia (jakkolwiek głupio by to nie zabrzmiało). Słoik i trochę śmiecia. Ja wykorzystałem nikomu niepotrzebny kawałek falistej tektury, przeciętny, szary, w sumie - brzydki.

Wyciąłem wąski, nieregularny pasek i - przyznaję - byle jak owinąłem nim słoik, bez szczególnego zamysłu, testując tylko. Efekt zaskoczył mnie samego.

W zwykłym świetle świecznik wygląda przeciętnie, blisko mu do bycia śmieciem. Jego walory wydobywa zgaszone światło.









Podstawka jest również podklejona do słoika, trochę na wszelki wypadek, trochę dlatego, że został mi taki nieforemny, w sumie niepotrzebny kawałek falistej tektury.

sobota, 4 maja 2013

Okociło!

Prezent, o którym pisałem w poprzednim poście, jest dwuczęściowy. Docelowo ma zakleić drzwi w domku w Kijanach, drzwi, w których docelowo miały być szybki ale z niewiadomych przyczyn - szybek nadal nie ma (byłem, widziałem).

Z jednej strony będzie wisiało drzewo, którego proces powstawania opisałem poprzednio. Z drugiej strony - motyw koci. Zaznaczyc nalezy, że w tzw. sezonie w Kijanach mieszkają cztery koty :)

Zatem - jak zawsze - zaczęło się od projektu, na tych zdjęciach dość chaotycznego (ma on jednak sens, gdy się w niego wpatrzeć):




Czyli koty i parapety ;)

W te pędy przeniosłem rysunek na większy brystol (100 x 70 cm).





I po raz kolejny przyznałem sam przed sobą, że rysowanie nie było nigdy moją mocną stroną. Zdecydowanie wolę wycinać:




No ale krok po kroku, powolutku i bez silenia się na więcej niż się da...





Nawet słońce przestało przypominać piłę tarczową.

Kolor tła jest wciąż do przedyskutowania, choć mnie się ta czerwień podoba.



Koty na tle zachodzącego słońca/pożaru wyglądają niezwykle dobrze:



Ale słońcu przydałby się inny kolor może. Sam nie wiem.



piątek, 3 maja 2013

Drzewko szczęścia (?)

Trochę to zajęło ale wreszcie skończyłem.

Drzewo wraz z drugą pracą wielkoformatową (obie na kartonie o wymiarach 100 x 70 cm) będzie prezentem na zaległe urodziny i mam nadzieję, że się przyjmie.

Zacząłem tak:






Czyli od projektów. Ten drugi (twarz) to katastrofa i w zasadzie zamieszczanie go tu to kompletny, niezrozumiały ekshibicjonizm...

Potem - materiały: brystol o wymiarach 100 x 70 cm, czarny i czerwony.



A potem - cierpliwe wycinanie. najpierw dół pracy, trawka. nie powinienem był zaczynać od dołu, papier się wciąż zaginał podczas cięcia górnych części. Uczymy się na błędach.



A później już pień drzewa (zrezygnowałem z wycinania wzorów na korze na rzecz czystości całego obrazka) i liście.



Liście, liście, mnóstwo liści.



Bardzo fajny efekt przestrzenny daje struktura liści - korona drzewa.






I ostatnia prosta:



Wreszcie efekt finałowy:



W rzeczywistości jest to czarny kontur i czerwone wypełnienie. Niestety, nie potrafię oddać tego na zdjęciu.




Dużo czasu zajęło mi to drzewko, druga praca będzie prostsza. Ale też to skomplikowanie pomysłu, wypełnianie korony drzewa liśćmi, sprawiło mi wielką satysfakcję. Lubię taką drobniutką dłubaninę.

Za jakiś czas zamieszczę tu zdjęcie ostatecznej lokacji drzewka, myślę, że się sprawdzi jako zastępnik szybki w drzwiach - bo takie jest ostateczne przeznaczenie pracy.