środa, 31 lipca 2013

Uf

Wróciłem ze stolicy, napoiłem koty, usiadłem.

Za chwilę wezmę się za opisanie warsztatów wycinankowych dla festiwalu Dzieje się! i chyba to dość na dziś, dzień był i tak pracowity.

Bardzo miłe było spotkanie w Czwórce, rozmowa o nadchodzących wystawie i premierze, bardzo się cieszę ze wzmianki gdzieś w czeluściach strony internetowej radia, bardzo dziękuję za ciepłe (niekiedy gorące!) feedbacki :)

Z ciekawostek: chyba to własnie spotkanie w Czwórce sprawiło, że w statystykach bloga pojawili się czytelnicy z Indii i Pakistanu...

Czarne drzewo

W czerwcu wspominałem o drzewie (podobnym również do mózgu), co do którego ostatecznego wyglądu nie mogłem się zdecydować.

Zdecydowałem się niniejszym. Kilka dni temu.





Ciemna, gęsta siatka z tyłu wygląda niepokojąco i ucieka od banału. Podoba mi się to :)

poniedziałek, 29 lipca 2013

Urodzinowo

Zaległości urodzinowe czas nadrobić.

Zatem - ponieważ Asia "już" swój prezent odebrała (odwlekałem te urodziny od ho-ho...), pozwalam sobie tutaj pokazać, co i jak.

Gwoli ścisłości: kolorowy element w kształcie kozła pochodzi od nazwiska Czcigodnej Jubilatki.



Wspominałem już tutaj kiedyś, że nigdy, ale to nigdy nie potrafiłem rysować, prawda?



W końcu coś koziołkopodobnego.



Wybór koźlego "umaszczenia".

To wszystko są trudne tematy.



Ekhm, mogłem zdradzić, ile to lat?


To efekt ostateczny.

Mnie się spodobało, Czcigodnej również, no, niech tam gdzieś wisi na ścianie.

niedziela, 28 lipca 2013

Praca wre

Wre, warzy się, gotuje. Już mnie palce bolą od trzymania nożyka. Dzień (niemal zupełnie) bez komputera i internetu zaowocował kilkoma fajnymi drobiazgami.

Pisałem już o tym, że mamy rozmawiać we wtorkowej audycji o teatrze papieru - i trochę mnie to zastanawia. W tym zakresie wciąż jeszcze niewiele mogę powiedzieć - choć może jestem jedną z niewielu osób w Polsce, które przeczesały Internet pod tym kątem i mogą powiedzieć COKOLWIEK - - - ? Okaże się już za kilkadziesiąt godzin.

Póki co zaś - dwa z kilku drobnych wycinanek/artbooków/rzeczy, które są efektem dzisiejszego dnia.



Przydałoby się dowycinać okienka w blokach i w ogóle zadbać o szczegóły tej pracy, ale chciałem ją jak najszybciej skończyć. Może do wtorku uda się ją nieco dopieścić.



To trzyobrazkowa opowiastka. Nawet nie - nie opowiastka tylko obrazek. Powiedzmy wizualne haiku. Na przykład:

Sowokot patrzy,
gałąź nad domem wyschła.
Boję się tam wejść.

Ot, poezja!

Mam nieodpartą ochotę na wino (pardą prywatę), ale może po prostu pójdę spać.

czwartek, 25 lipca 2013

Michalak na fonii i wizji

N-n-no, nie mogę narzekać. To znaczy mogę, ale nie powinienem.

Chwilę temu skończyłem rozmowę z przemiłą Panią z Polskiego Radia (Czwórki). Efektem tej rozmowy będzie... mój wyjazd do Warszawy i udział w audycji Na cztery ręce, już w najbliższy wtorek, 30 lipca. Tematem ma być "teatr papieru", wierzę jednak, że nie tylko o tym będziemy rozmawiać.
Zapraszam Was do słuchania, oglądania (na żywo w Internecie*) i - trzymania kciuków.

Coś tam opowiem, coś pokażę, sam nie wiem do końca co. Ach!

Aaale się cieszę!

* jakoś podoba mi się pisanie "Internet" wielką literą, wbrew zasadom polskiej ortografii. Podobnie mam ze słowem "Sieć".

środa, 24 lipca 2013

Będzie się działo

Tak, jak obiecałem - kilka słów o mojej jeszcze jednej obecności podczas festiwalu Dzieje się!, tym razem mniej teatralnej.

Jak może pamiętacie, u początków tego bloga pojawiła się seria wycinanek twarzy (posty poświęcone papierowym twarzom można obejrzeć tutaj). W ramach festiwalu Dzieje się! uda mi się wreszcie pokazać je w realu.

Z tych i innych twarzy, które dopiero powstaną, skomponowane zostaną artbooki, które zaprezentuję podczas dedykowanej im wystawy!

Tak, to moja pierwsza wystawa w życiu.
Tak, bardzo się cieszę.
Tak, jestem przerażony.

I wyglądam jakoś tak:


Cieszę się, bo wystawa rymuje się z moimi wycinankowo-papierowymi zainteresowaniami.
Jestem przerażony bo nie mam ekspozycyjnego know-how a muszę tyle rzeczy własnoręcznie ogarnąć. No i przeraża mnie to, że nie sposób przewidzieć reakcji Gości wystawy. Że oficjalnie będą życzliwe tego jestem pewien (hej, znajomi, wpadnijcie...). Ale co usłyszę po którymś tam kieliszku wina - trudno powiedzieć...

Bardzo, bardzo Was zapraszam na te wystawę. Nie znam jeszcze miejsca prezentacji, ale wypatrujcie update'u tutaj.

W ramach Dzieje Się! odbędą się też moje krótkie warsztaty połączone z prezentacją metody pracy. Warsztaty są otwarte dla każdego, kto potrafi trzymać w dłoni ołówek i nożyk oraz posługiwać się nimi, bez względu na wiek.

Przyjdźcie, będzie pięknie. Niech dzieje się!

wtorek, 23 lipca 2013

Dzieje się!

"Dzieje się!" to nazwa krakowskiego festiwalu. W tym roku już druga jego edycja będzie miała miejsce od 2 do 8 września.

W ramach festiwalu zadzieje się mnóstwo rzeczy. Okolice ulicy Dajwór na krakowskim Kazimierzu będą oblężone przez sztukę we wszelkiej postaci, taką, która wyjdzie z ram. Ale sztuka przeczłapie granice dzielnicy i pojawi się również w innych miejscach. Polecam, zachęcam, zapraszam i przymuszam, kto tylko może, niech będzie.

W ramach festiwalu odbędzie się - wśród wielu wydarzeń - kilka punktów programu z moim udziałem.

Podpowiedź pierwsza:


Podpowiedź druga: wyciąłem go własnoRĘCZNIE.

A na deser - niespodzianka. O niespodziance więcej słów jutro. Aaale się cieszę!

1500

Właśnie tyle unikalnych wyświetleń bloga pokazała przed momentem statystyka.


Jest pięknie!

niedziela, 21 lipca 2013

W Ameryce mają wszystko...

Nawet własną Gildię Wycinaczy (bo jak inaczej przetłumaczyć papercutters...?)

Pod tym linkiem więcej informacji, ja zaś już się nie rozpisuję, idę eksplorować ;)

sobota, 20 lipca 2013

"Liście lecą z drzew"

Kasztanowiec w tym roku jeszcze nie gubi liści, ale dziwnym trafem jeden się przyplątał... Bardziej do głowy niż wprost z drzewa, ale zawsze.

Najpierw rysunek.



Później żmudne - ale jakże miłe - robótki ręczne. Wpierw pierwszy płatek liścia:



Działa? 



Działa. To rysujemy dalej.



Wycinanie jest dużo wygodniejsze od rysunku,. Drobne niedoskonałości można po prostu skreślić, zamalować. I tak się je później wytnie.



Powolutku, pomaleńku.


Już bliżej niż dalej. 



Cyzelowanie.



Już prawie.



Ogonek jako final cut.



I gotowe.

I oto przychodzi kolejny problem - jakie tło wybrać dla liścia? Klasyczna czerń?


Albo two shades of green



Ewentualnie coś w zamian za kolor zielony...?



Jak wiadomo, niebieski jest moim ulubionym kolorem (uwaga do purystów językowych: szafir, morski, turkus, błękit i te inne takie to RÓWNIEŻ niebieski!).



Trudne decyzje.



Może po prostu zestaw lato-jesień?



Potencjał jest. Trochę przeszkadza mi niemal-nieskalana geometryczność tego liścia. No ale wycięło się i już się nie od-wytnie. Następny będzie lepszy.

środa, 17 lipca 2013

The Icebook

Dwa słowa o drobiazgu teatralnym, który stał się swego czasu dla mnie jedną z większych inspiracji.

Davy i Kristin McGuire zamarzyli sobie spektakl, który działałby na zasadzie pop-up'u (cholera, nie byłem pierwszy). Wiedząc jednak, jak kosztowna będzie taka produkcja postanowili przygotować "wersje demo" przedstawienia, przeznaczoną dla producentów i ewentualnych sponsorów.

Wykonali mnóstwo pracy - nie tylko jeśli chodzi o przygotowanie samych makiet (choć to również), również jeśli chodzi o część multimedialną. Na stronie projektu jest podstrona, gdzie znaleźć można bogaty materiał zza kulis. Jest co prawda po angielsku ale to dość prosty angielski, poza tym - zamieszczone zdjęcia i klipy same z siebie wyjaśniają całkiem sporo. A warto się przyjrzeć ich procesowi twórczemu.

Twórcy przygotowali też, oprócz wersji pokazowej, krótki klip promocyjny spektaklu:



I bańka pękła. Okazało się, że wersja promocyjna jest wielkim sukcesem. Artyści objechali z nią pół świata, zagościli m. in. w Kanadzie, Francji, Japonii, Hiszpanii i Portugalii (szczegółowa lista, na bieżąco uzupełniana, jest tutaj). I wciąż jeżdżą.

(zdjęcie pochodzi ze strony projektu)

Jak sami piszą, nie tracą nadziei na to, że uda im się stworzyć pełnowymiarowe przedstawienie, póki co jednak wyglądają na zbyt zajętych bieżącą działalnością. I dobrze :) Ja ze swej strony zaś nie tracę nadziei na to, że uda mi się ich zobaczyć w Polsce.

Teatr papieru, jak się okazuje, nie jest oczywisty i może przybierać różne formy. Ta, intymna, subtelna i po skandynawsku "czysta" jest niezwykle imponująca.

wtorek, 9 lipca 2013

Hiromu Kira

O Hiromu Kira (Kirze? czy japońskie nazwiska się odmienia?) dowiedziałem się via fanpage Nasza Japonia (polecam nie tylko tym, którym natrętne myśli o zamieszkaniu w Tokio nie dają spać, fanpage prezentuje mnóstwo ciekawostek, jest regularnie uzupełniany i prowadzony - najwyraźniej - przez pasjonatów).

W polskojęzycznym internecie właściwie nie sposób znaleźć informacji o tym twórcy. W anglojęzycznym też nie ma tego wiele. Być może wszyscy wiedzą, kim on jest (Google podpowiada, żebym sprawdził "Hiromu Kira auction", "Hiromu Kira sales" i "Hiromu Kira prices"...). Ja nie wiem (do dziś nie wiedziałem) - ale ponieważ Nasza Japonia dzieli się swymi informacjami, pozwalam sobie przytoczyć za nimi:

Hiromu Kira (1898-1991) był fotografem piktorialnym, urodzonym na Hawajach. Edukację zdobył w Japonii, a w wieku 18 lat zamieszkał w Seattle, USA. Fotografią zainteresował się, kiedy pożyczył aparat fotograficzny od kolegi. Jego kariera rozwijała się aż do ataku Japończyków na Pearl Harbour w 1941 roku. Po internowaniu w obozie Gila River, już nigdy nie powrócił do poprzednich sukcesów. 

Pod koniec 1927 roku Kira pracował nad serią fotografii z origami, umieszczonych na geometrycznym tle - poznajcie jedno z jego niezwykle eleganckich, świetnie skomponowanych zdjęć.

„Estetyka piktorialna opierała się na indywidualnym wpływie artysty na każdą odbitkę (zerwanie z mechanicznym procesem pozytywowym) i zmianie obrazowania z migawkowej fotograficznej rejestracji na syntetyczną wizję artystyczną. Rezultaty - fotografie piktorialne - zbliżają się często charakterem do malarstwa, rysunku czy grafiki. Wiąże się to z używaniem tzw. technik szlachetnych - gumy, oleju, bromoleju i przetłoku.”

Nie ośmielę się wklejać tutaj reprodukcji jego fotografii, bo to zapewne kosztuje więcej, niż chciałbym wiedzieć ;) Najprościej jednak poszukać jego dzieł w Google Grafice (już to dla Was zrobiłem). Jest subtelny, cichy i kojący - a jednocześnie niepokoi i przytłacza wszechobecną ciszą. Polecam szczególnie doskonałe kadry fotografii prac origami.

niedziela, 7 lipca 2013

"Gorest" - praca z resztek rzeczy różnych

Tytułem wstępu*: po produkcji "Mglistego Billy'ego" zostało trochę ścinków, resztek, pozostałości. Po wysprzątaniu tzw. "pracowni" trochę ich ocaliłem "na zaś". I chyba zrobiłem z nich niezły użytek.

Przede wszystkim: ocalał dziurkowany brązowy papier, niemiły i szorstki w dotyku. Trochę w nim dziurek, ale nie cały jest podziurkowany.


Całkiem niezłe efekty cieniowe daje z moją (przypadkową przecież) lampką biurkową:




Na drugim zdjęciu już całkiem nieźle widać początki pracy. Bo wszak wszystkie te dziurki aż proszą się, by je pozapełniać, prawda?!



Nawlekanie, podejmowanie decyzji o kolorach - uwielbiam to połączenie pracy koncepcyjnej i wykonawczej.

No i finał:



Tak to ostatecznie wyglądało od tyłu. A z przodu:


Wybaczcie jakość zdjęcia. Kiedyś na pewno będę je zlecał profesjonalnemu studiu fotograficznemu.

Niestety, nie bardzo mam co z tym "gorsetem" (pracę nazwała Weronika) zrobić. Efekt tego taki, że koty już go trochę rozdrapały. Może ktoś by chciał taki prezent? Naprawię co zepsute :) Egzemplarz jedyny i unikalny. Składniki: szary papier, sznurek do/od diabolo, mikroguma w dwóch kolorach i taśma klejąca :)

* Nie mogłem sobie przypomnieć tej frazy. "Tytułem wstępu", "kilka słów wstępu", "aby zacząć" - takie propozycje mi chodziły po głowie. Chyba się starzeję.

piątek, 5 lipca 2013

23 tygodnie do premiery

Dzieje się!

Praca nad podstawami "Hioba" trwa. Za dwadzieścia trzy tygodnie premiera. Siedzę głęboko w tabeli z budżetem (brrr...) i nienawidzę jej z serca. Staram się jednak zwalczać nienawiść i uśmiechać się do niej (do nienawiści; i do tabelki też). Wciąż nie działa to tak, jak bym chciał, ale ma się ku lepszemu.

Udało mi się domknąć sprawę sali, w której odbędzie się grudniowa premiera. Sporo przed czasem, który był przewidziany na to w kalendarzu projektu - ale to tylko powód do radości, nie do zgryzoty, prawda?

Ogłaszam wszem i wobec, że Pokój Mirona B. przy ulicy Halickiej 2 jest gościnnym, przyjaznym i otwartym na nowości miejscem. Proszę ich w te pędy polubić na wiadomym portalu społecznościowym. Pokojem rządzi Czysta ReForma Teatr Odwrócony pracujący pod skrzydłami Fundacji Sz(t)uka Teatru. Ufff, ile linków. Lajkujemy, oczywiście, wiadomo!

I widzimy się tam w weekend 13-14-15 grudnia!!! W każdym razie - ja będę.

A poniżej - krótka powtórka z historii bloga. To szereg wycinanek twarzy (i "postaciek"), które już Wam tu pokazywałem.

Te, które zamieszczam poniżej, są tymi, które pojawiły się wśród innych materiałów jako dokumentacja mojego dorobku artystycznego we wniosku do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Najwyraźniej przekonały komisję, może i z Wami się to uda ;) ???











A co do powyższych twarzy - trzymam rękę na pulsie jeszcze jednego wydarzenia. Oby się zadziało, chciałbym, nie ukrywam. Więcej szczegółów w nieodległej przyszłości, obiecuję.

Trudy Guo, "The Book of Esther"

Biblia jest przebogatym źródłem inspiracji. W artystycznym jej oglądzie nie ma znaczenia, jaką wiarę wyznaje osoba inspirująca się nią - istotne jest, co niesie z sobą inspiracja. Ostatnimi czasy to moje główne źródło inspiracji - wszak przede mną kilka miesięcy z "Hiobem"!

Trudy Guo z Melbourne (Australia) wykonała niemal w całości ręcznie 'The Book of Esther' czyli "Księgę Estery", jedną z krótszych ksiąg Starego Testamentu. Jak podają źródła, zarówno okładka, jak i wycinanki czy szycie książki zostały wykonane ręcznie. Maszyna zajęła się natomiast wycinaniem precyzyjnych elementów w drewnie (książka posiada drewnianą obwolutę).





Ta dziurkowana święta księga (w oryginale nieprzetłumaczalna gra słów: 'holey-holy') nawet oglądana na ekranie monitora robi wielkie wrażenie. Widać ogrom pracy, jaką w wykonanie włożyła artystka, oraz drobiazgową lekturę utworu. Sam wybór "Księgi Estery" jest dość zaskakujący bo to jedna z najmniej znanych ksiąg biblijnych. Guo zatem wychodzi poza mainstream inspiracji i szuka sobie rzeczy nowych i nieopatrzonych - i chwała jej za to!





Artystka wykonała również szereg innych prac, do wglądu tutaj.


A o "Księdze Estery" trochę informacji można znaleźć w sieci. Niewiele - ale zawsze to coś. Na zachętę - jedna ze stron artbooka:





Spójrzcie, jak drobiazgowo wykonane zostały miniaturowe figurki ludzkie, jak precyzyjnie zakomponowane, jak... No, tak, mogę się zachwycać długo.